poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie...

Niechybnie zbliża się koniec roku. Najwyższy, więc czas, aby podsumować projekt „La dolce vita”. Ponad trzy miesiące temu postanowiłam zachęcić wszystkich entuzjastów i pasjonatów włoskiej literatury do wspólnego czytania książek. 


W tym czasie zdołaliśmy przeczytać poniższe pozycje:
Dotychczas odwiedziło stronę internetową ponad 1.530 osób, a kilkoro z nich wyraziło chęć uczestniczenia w akcji.

Recenzje książek, które można tutaj znaleźć napisała:
Dziękuję wszystkim gorąco za udział w projekcie „La dolce vita”!

Jednocześnie pragnę zachęcić do dalszego czytania i wspólnej zabawy w Nowym Roku.

czwartek, 6 grudnia 2012

Magda K-ska: Romans po włosku

Tytuł: Romans po włosku
Autor: Annalisa Fiore
Wydawca: Wydawnictwo G+J
Data premiery: 2012
Autor recenzji:








„Romans po włosku” Annalisy Fiore kupiłam, bo spodobał mi się tytuł i okładka – jasna, słoneczna. Jednak zawartość rozczarowała mnie bardzo mocno. Historia Katarzyny, Polki która po dwudziestu latach wraca do Werony, miejsca gdzie kiedyś spędziła najpiękniejsze chwile z Pietro jest nudna. Zacznijmy od tego, że nota wydawcy zdradza większość fabuły. Odradzam czytanie. Kolejna sprawa, historie miłosne opisane w książce, bo jest ich kilka, są przewidywalne i jakieś takie bezosobowe. Tło historyczne w postaci wzmianek o przemianach politycznych w Polsce, o wojnie w Jugosławii, pasuje tutaj jak wół do karety. Przytaczane fakty dotyczące sytuacji Polaków zarówno w kraju jak i tych próbujących szczęścia zagranicą wplątane są w całą historię romansu niezdarnie, nieumiejętnie. Książka ma jedną zaletę. Bardzo dużo w niej Włoch. Jedzenia, kawy, zwrotów w języku włoskim, tradycji i obyczajów, postrzegania obcokrajowców, zwłaszcza tych ze wschodu Europy. Rzeczywiście można poczuć palące skórę słońce, ciepło i zapachy, jakie tylko w Italii można spotkać. I to się autorce udało. Włoska atmosfera oddana w stu procentach!

I jeszcze drobne wyjaśnienie. Annalisa Fiore to jest pseudonim polskiej autorki zakochanej we Włoszech.

wtorek, 23 października 2012

Magda K-ska: Pokoje do wynajęcia

Tytuł: Pokoje do wynajęcia
Autor: Valerio Varesi
Seria: Komisarz Soneri
Tytuł oryginalny: L’affittacamere
Tłumacz: Tomasz Kwiecień
Wydawca: Rebis
Data premiery: 2012
Autor recenzji:




Pokoje do wynajęcia Valerio Varesiego to piąta już część o przygodach komisarza Soneriego. Jednak jest to pierwsza książka z tego cyklu, jaka ukazała się w Polsce, co mnie w sumie nie dziwi. Czasami mam wrażenie, że polscy wydawcy mają w nosie czytelnika i biorą dowolną książkę z cyklu, wydając ją bez zachowania kolejności. Tak było z Nesbo, tak jest z Indridasonem i jak widać z Varesim. A szkoda, bo to najczęściej pierwsze tomy cyklu są najciekawsze i potrafią zainteresować i wciągnąć czytelnika w świat bohaterów.

Zbliża się Boże Narodzenie. W kamienicy w centrum Parmy ginie stara kobieta. Jej serce pocięto nożem na drobne kawałki. Dochodzenie prowadzi komisarz Soneri, mruk i indywidualista z trudem mieszczący się w ramach policyjnych schematów. Szukając mordercy, będzie zmuszony wrócić do bolesnej osobistej przeszłości. Okaże się przy tym, że nikogo – nawet swych najbliższych – nie znał tak dobrze, jak mu się wydawało.Nielegalne aborcje, polityka, zadawnione urazy, surowa mentalność górali z apenińskich wsi. Korowód tajemniczych, niekiedy groteskowych postaci, demony przeszłości przyczajone w bramach i zaułkach starego miasta. I gęsta mgła, jaka każdej zimy spowija Parmę. Oto Italia, jakiej nie znamy*.

Nie ma prawdziwej cywilizacji tam, gdzie się źle jada**
- to moje ulubione zdanie wygłoszone przez Soneriego. I wydaje mi się, że ono też najlepiej charakteryzuje bohatera książki. Komisarz Soneri to człowiek skryty, nielubiany przez kolegów i przełożonych, mający swoje własne sprawy i własne życie. Prowadzona przez niego sprawa morderstwa Ghitty, właścicielki stancji studenckiej, u której kiedyś sam wynajmował pokój jest dla niego szczególnie trudna. Powracają bolesne wspomnienia, a im bliżej jest rozwiązania zagadki zabójstwa, tym bliżej jest także uzyskania odpowiedzi na pytania osobiste.

Soneri jako człowiek o refleksyjnym usposobieniu jest cichy, spokojny i lubi dobrze zjeść. Nigdzie się nie spieszy, jada prawie wyłącznie w starych restauracjach i trattoriach i tylko tradycyjne włoskie dania. Bohater często wspomina dawne czasy, kiedy Parma wyglądała inaczej, kiedy wszystko było jego zdaniem lepsze. Jednak porównywanie przeszłości z teraźniejszością ma swoje plusy, Soneri dostrzega zmiany nie tylko ulic, ale również ludzi. Celnie punktuje wszystkie przywary i wady mieszkańców miasta.

Pokoje do wynajęcia nie są typowym kryminałem. Owszem jest wątek morderstwa, ale został on zepchnięty na boczny tor. Sprawa Ghitty jest tylko pretekstem do ukazania zmian zachodzących w Parmie na przestrzeni lat, zwłaszcza tych obyczajowych. Soneri jest zdegustowany tym, co widzi dookoła, zepsuciem, politycznymi układami. I to jest najważniejsze w Pokojach do wynajęcia, ukazanie innej prawdy o Włoszech. Dotarcie do warstw ukrytych pod piękną i gładką skórą, prawdy nie zawsze wygodnej, ale szczerej.

Samo śledztwo toczy się powoli, leniwie, tak jak sobie wyobrażamy życie w gorących rejonach Włoch.  Ale całe życie Soneriego jest właśnie takie niespieszne. I z uwagi na wszystkie wyżej wymienione kwestie dla mnie książka Varesiego jest powieścią obyczajową. Dużo polityki, dużo spraw typowych dla Parmy, obyczajowości, tradycji, jedzenia. To wszystko tworzy zgrabną książkę, którą dobrze się czyta, ale nie spodziewajcie się zwrotów akcji, napięcia i emocji. Miło, lekko i przyjemnie.

czwartek, 18 października 2012

Imani: Nie boję się

Tytuł: Nie boję się
Autor: Niccolo Ammaniti
Tytuł oryginalny:  Io non ho paura
Tłumacz: Dorota Duszyńska
Wydawca: MUZA
Data premiery: 2003
Autor recenzji:
Myśli czytelnika





„Nie boję się” Niccolo Ammanitiego jest powieścią, którą będę miała długo w pamięci. Przejmująca, smutna, jeżąca włos na głowie. W małej wiosce, która ja nazwałabym raczej osadą, jest pięć domów na krzyż. Dosłownie. W tak malej osadzie zagubionej pośród wzgórz i pól  złocących się pszenicą, znają się wszyscy i wszystko o sobie wiedzą. Przynajmniej teoretycznie. Skośna Woda (Acqua Traverse w oryginale – co za denerwująca maniera tłumaczenia nazw miejscowości, szczególnie, że po polsku brzmi nijako, aby nie powiedzieć śmiesznie) znajduje się gdzieś na południu Włoch, jest rok 1978 i trwa najgorętsze lato stulecia. Nie są to pocztówkowe Włochy, o których chętnie czytamy zachwycając się zielenią i winnicami Toskanii. W Skośnej Wodzie jest tylko  palące słońce, kurz, brak wody, monotonia krajobrazu i życia.

Główny bohater – dziewięcioletni Michele Amitrano wraz z piątką dzieci mieszkających w wiosce spędza każdy dzień bawiąc w okolicy, nad rzeką, jeżdżąc na rowerze. Normlane dzieci, które z braku atrakcji muszą same je sobie wymyślać. Normalne dzieci, pełne wad, których odkrycie czasami wstrząsa, ale i otwiera oczy. Pewnego dnia Michael przez zupełny przypadek dokonuje strasznego odkrycia obok opuszczonego domu.  Odkrycie jest tak makabryczne, że chłopiec musi schować się w świecie swoich fantazji, wymyślając różne fantastyczne wytłumaczenia, aby przetrwać i jakoś sobie z tym poradzić. Jego prosty, może nie najszczęśliwszy, ale praktycznie beztroski świat stopniowo ulega zawaleniu. Cegła po cegle. Okazuje się, że właściwie nie wie, kim są osoby, które są obok niego całe jego życie. Czy może komuś zaufać? Dlaczego rozczarowują najbardziej ci, których najmocniej kochamy, darzymy największym sentymentem? To nie świat wyobrażeń był straszny, to okrutna rzeczywistość, która stworzyli dorośli.Trudno jest mi pisać cokolwiek o tej książce, aby nie odkryć zbyt wiele i nie zepsuć nikomu lektury.
 
Niccolo Ammaniti jest synem profesora psychiatrii, z którym wspólnie napisał esej „W imię syna” dotyczący problemów okresu dojrzewania. Powiem szczerze, że to ma odbicie w wykreowaniu bardzo sugestywnego dziecięcego świata, z całą paletą specyficznych przeżyć, odczuć, zachowań.


Wszystkie postaci, nawet te drugoplanowe są nakreślone mocną, sugestywną kreską. To zwykli ludzie,  a ich kreacje oddają doskonale specyfikę tak małego, odizolowanego miejsca.  Pospolita rzeczywistość została odmalowana genialnie w powieści. Jest to z pewnością także zasługą narracji z perspektywy Michaela. Język, który chłopiec używa jest adekwatny do jego wieku, prosty, pełen pospolitych sformułowań i niepozbawiony wulgaryzmów, które w tej sytuacji jednak nie rażą. Taki jest po prostu świat, w którym żyją bohaterowie.

„Nie boję się” to dobra książka, którą mimo niełatwej tematyki przeczytałam bardzo szybko. Zakończenie zaskoczyło mnie, wręcz wbiło w fotel, niekonieczna jest tutaj dosłowność i dopowiadanie wszystkiego do końca. To czyni tą powieść jeszcze bardziej interesującą. Moje doświadczenie z pierwszą powieścią Niccolo Ammanitiego mogę uznać za udane i nie zawaham się sięgnąć po kolejna jego książkę.

niedziela, 14 października 2012

la_pinguin: Kurtyzana z Wenecji

Tytuł: Kurtyzana z Wenecji
Autor: Sarah Dunant
Tytuł oryginalny: In the company of the courtesan
Tłumacz: Krzysztof Obłucki
Wydawca: Świat Książki
Data premiery: 2008
Autor recenzji:
Dama w salonie...





Tak naprawdę to kurtyzana z Rzymu, którą do Wenecji rzucił zły los. W Wiecznym Mieście była jedną z "droższych" kobiet. Każdy słyszał o Fiammetcie Bianchini. Przyciągała samą śmietankę towarzyską, ludzi władzy czy nawet kościelnych dostojników. Wyróżniała się elegancją, wykształceniem, pewnością siebie, obyciem. Wszystkiemu temu kres położył najazd niemiecko- hiszpański na Rzym w 1527 r. Miasto zostało splądrowane, wielu ludzi zginęło a sama Fiammetta oszpecona, ratowała się ucieczką. 

Wraz z Bucino, karłem, który pełni funkcję jej alfonsa, udaje się do Wenecji, do domu swej matki. Na miejscu dowiaduje się, że kobieta nie żyje, a w domu rozgościła się jej służąca. Pierwsze chwile pobytu w nowym mieście upływają pod znakiem desperacji, nerwów i apatii. Pozbawiona urody Fiammetta  daje się nieść losowi, a jedyną osobą, której na niej zależy jest Bucino- człowiek obłędnie bojący się wody. Ich sytuacja zmienia się dopiero kiedy na pomoc kurtyzanie rusza jej stara znajoma, ślepa uzdrowicielka La Draga.



Kurtyzana z Wenecji to powieść bardzo nierówna. Ma momenty świetne- jak choćby początek kiedy Fiammetta przygotowuje dom do obrony przed nacierającymi wojskami każąc... ugotować jak najlepsze dania i odziewając się w najbardziej kuszącą suknię. Równie interesujące było zakończenie książki. Niestety poziom pomiędzy był bardzo zróżnicowany. Były chwile, że czytałam powieść z przyjemnością, były też jednak takie kiedy czułam się nią znudzona.

Na otaczającą nas rzeczywistość spoglądamy oczami Bucina. Stąd też wielokrotnie powracał temat strachu przed wodą, której w Wenecji jakby nie patrzeć, jest ogrom, czy fizycznych barier jakie karzeł napotykał na swojej drodze. Kiedy po raz setny powtórzył, że bolą go nogi bo ma je krótkie poczułam się autentycznie zirytowana.



Mimo wszystko muszę przyznać, że Sarah Dunant stworzyła barwny i przyciągający obraz Wenecji XVI wieku. Pokazała jej fasadową pobożność, otwarcie na świat, wyzwolenie z przesądów. Jednocześnie umieściła akcję książki w momencie kiedy, zagrożone z zewnątrz miasto, zaczęło się zmieniać i przestawało być miejscem rozwoju obywatelskich wolności. Dla mnie dodatkowym plusem książki jest postać Tycjana- cholerycznego malarza, któremu Fiammetta pozowała do Wenus z Urbino.

Sarah Dunant to brytyjska pisarka, prezenterka telewizyjna i krytyk literacki. Jej przetłumaczone na język polski powieści zazwyczaj osadzone są we Włoszech czasu odrodzenia. Nie jest to jednak jedyna jej twórczość. Spod jej pióra wychodzą również kryminały czy powieści obyczajowe.


Pomimo że powieść mnie nie zachwyciła przyznam, że czytało się ją przyjemnie. Duet głównych bohaterów był taką mieszanką społeczno- pochodzeniowo- urodowo- emocjonalną, że nie byłam w stanie przewidzieć jego dalszych losów. Kurtyzana z Wenecji zaskakuje i bawi. Zdecydowanie nie jest to moje ostatnie spotkanie z twórczością autorki.

Książkowe zauroczenie: Kształt wody

Tytuł: Kształt wody
Autor: Andrea Camilleri

Tytuł oryginalny: La forma dell'acqua
Tłumacz: Jarosław Mikołajewski
Wydawca: Noir sur Blanc
Data premiery: 2007
Autor recenzji:
Adres recenzji: Figlarne czytanie





Autorem jest Andrea Camilleri (ur. 1925r. w Porto Empedocle na Sycylii), profesor akademii teatralnych i filmowych we Włoszech, reżyser teatralny. Jest poetą i autorem licznych opowiadań;prozą zajął się późno i od razu odniósł sukces. Jego powieści sensacyjne przyniosły mu sławę i popularnośc także za granicą, przede wszystkim za sprawą postaci komisarza Montalbano. Akcja wszystkich książek rozgrywa się w fikcyjnym, ale jakby z życia wziętym miasteczku sycylijskim.

Tym razem komisarz Montalbano staje przed niełatwym zadaniem. Próbuje on wyjaśnić (w jego odczuciu) zagadkową śmierć polityka-inżyniera Luparello. Akcja dzieje się w miasteczku Vigata. Dwaj śmieciarze znajdują zwłoki w samochodzie. Samochód wraz z ciałem inżyniera Luparello zaparkowano w dzielnicy, która słynie z prostytucji. Denat jest obnażony i ewidentnie wskazuje, że przed śmiercią odbył stosunek seksualny. Biegli stwierdzają, że przyczyną śmierci był atak serca wywołany nadmierną dawką uciech erotycznych. Jednak komisarz Montalbano ma wątpliwości czy tak było? A jeśli już tak, to czemu lokalna osobowość postanowiła "bzykać" na widoku i do tego w takim miejscu? Komisarz jest naciskany z każdej strony, by zamknął sprawę. Jakby szóstym zmysłem odczuwa dziwne zachowanie różnych osób i znalezionych w pobliżu zwłok zagadkowych przedmiotów. Montalbano postanawia "zabawić" się w Boga...

Muszę przyznać, że początek lektury nie był łatwy, ale to wszystko ze względu na potrzebę przyzwyczajenia się do nazwisk bohaterów, ale też ze względu, iż pisarz nie zaakcentował następujących po sobie dialogów rozmów telefonicznych. Ale już po około 10 stronie wgryzłam się w fabułę i wraz z komisarzem próbowałam rozgryźć co się stało inżynierowi. Co najfajniejsze w tej lekturze, to to, że inżynier ma fascynujące życie. Sam komisarz jest normalnym stróżem prawa, czyli nie bierze łapówek, dba o podwładnych, potrafi ich zbesztać (ale tylko dla ich bezpieczeństwa), ma normalny, szczęśliwy związek itp. Ma też umiejętność szerokiego spojrzenia na sprawę, umie kombinować i łączyć fakty, przy ograniczonych możliwościach technicznych czy "ludzkich". 

Książka jest złożona z dużej ilości dialogów, które mają czystą wypowiedź, bez żadnych dopowiedzeń narratora. Akcja jest wartka, bez zbędnych opisów krajobrazów itp. Kryminał nie jest obszerny. Widać, że autor skupił się na stworzeniu konstruktywnej fabuły , a nie na laniu wody.

Chciałabym zwrócić uwagę na zakończenie powieści. Jest ono zupełnie inne i niespodziewane. Już zamówiłam sobie kolejną pozycje tego autora, więc możecie wkrótce znowu usłyszeć o komisarzu Montalbano. Polecam

poniedziałek, 8 października 2012

Honorata: Rodzinka

Tytuł: Rodzinka
Autor: Giovannino Guareschi
Tytuł oryginalny: Corrierino delle Famiglie
Tłumacz: Barbara Sieroszewska
Wydawca: PAX
Data premiery: 1973
Autor recenzji:
Książki Ja i Pan Kot





Giovannino Guareschi znany jest głównie z opowiadań o przygodach  krewkiego proboszcza Don Camilla. W Polsce wydany został również zbiór felietonów które opisują życie codzienne rodziny autora. Jest to rodzina bardzo typowa składająca się z rodziców oraz dwojga dzieci Albertina i Pasionarii.
Opowieści Guareschiego dotyczą codziennych sytuacji, życiowych problemów, po prostu zwykłej codzienności. Ale jak to bywa, życie zaskakuje i pisze historie całkiem nieprawdopodobne, szczególnie gdy w grę wchodzi czynnik ludzki, który do przewidywalnych nie należy. Historie jak to u Guareschiego, nie są płytkie i jałowe, ale  niosą głębsze przesłanie. Autor posiadł dar, dzięki któremu bez moralizowania i pouczania potrafi pisać o rodzicielstwie, wychowywaniu, małżeństwie, szacunku i tolerancji.
„Giovannino, Margherita, Albertino i Pasjonaria: kimże oni są, jeżeli nie reprezentantami zwyczajnej rodziny? Pewnie, jakież to może mieć znaczenie, że Margherita cierpi na „kompleks pomidorów”, że Albertino interesuje się płcią rowerów, a Pasjonaria woli maszynę do korkowania butelek od najpiękniejszej lalki?”
Proste, niebanalne historyjki okraszone poczuciem humoru z głębszym przesłaniem polecam każdemu kto w prozie oczekuje czegoś więcej niż tylko czczej rozrywki.

la_pinguin: Winnica w Toskanii

Tytuł: Winnica w Toskanii
Autor: Ferenc Mate
Tytuł oryginalny:  A Vineyard in Tuscany. A Wine Lover’s Dream
Tłumacz: Zbigniew Kordylewski
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data premiery: 2008
Autor recenzji:
Dama w salonie...




Kocham Włochy. Zazdroszczę im słońca, kuchni, zabytków. Dlatego też chętnie czytam książki o tym kraju. Winnica w Toskanii miała być moim kolejnym spotkaniem ze słoneczną atmosferą Italii.

Fabuła książki jest dość prosta. Ferenc Mate to Węgier, który wraz z rodziną podróżuje po świecie w poszukiwaniu swojego miejsca. Obecnie mieszka w Toskanii i marzy o posiadaniu własnej winnicy. Początkowo ma nadzieję na zakup pól przylegających do jego domu. Kiedy jednak okazuje się to niemożliwe rozpoczyna poszukiwania zakrojone na szerszą skalę. Ich efektem jest zakup, położonego w dolinie Montalcino, średniowiecznego domostwa i dwudziestu czterech hektarów lasu, gajów oliwnych i winnicy. Wszystko to ma miejsce na pierwszych 50 stronach powieści. Kolejne 180 stron to szczegółowy opis  remontu jaki został przeprowadzony oraz relacja z zakładania winnicy. Momentami miałam wrażenie, że po kolejnym profesjonalnym opisie będę mogła założyć własne uprawy w ogródku. 

Mate zdaje nam zdecydowanie zbyt szczegółową relację z przeprowadzanych prac. To co go chwilami broni to, z jednej strony, autentyczna fascynacja opisywanym tematem, z drugiej momentami ironiczne podejście. Widoczne ono jest szczególnie wtedy gdy zdaje sobie sprawę z bezsensowności wysiłków czy po raz kolejny przyznaje się do używania ciężkiego sprzętu, którym posługiwać się nie potrafi co prowadzi np. do zburzenia części postawionej przed kilkoma godzinami ściany. Przyznam, że chwilami książka mnie bawiła, niestety nie były to chwile zbyt liczne.


Winnica w Toskanii to doskonałe studium stereotypowych, śródziemnomorskich zachowań. Mate patrzy na interesy i pracę jak typowy człowiek Zachodu, którego początkowo dziwią np. różne ceny posiłków w trattoriach- niższe dla "swoich" i wyższe dla turystów.

To czego pełna jest książka to opisy zarówno miejsc, jak i potraw czy wina. Te pierwsze zdecydowanie mnie nużyły, szczególnie gdy autor przedstawiał dokładnie grubość murka otaczającego taras czy ślady dzików znalezione na ścieżce. Z kolei chętnie czytałam o lokalnych potrawach. Dlatego też bardzo przyjemną niespodzianką była miniksiążka kucharska znajdująca się na końcu i zawierająca tradycyjne toskańskie przepisy.


Plusem Winnicy w Toskanii jest emocjonalny stosunek autora do tematu. Ferenc Mate to nie tylko pisarz i żeglarz, ale najprawdziwszy wytwórca wina. I rzeczywiście podczas lektury czuć było emocje, które towarzyszyły mu w trakcie zakładania winnicy. Niestety te zalety to zbyt mało aby powieść obroniła się w powodzi książek o sielskim włoskim życiu, które ukazują się na rynku wydawniczym.

sobota, 6 października 2012

Magda K-ska: Smaki Północnej Italii

Tytuł: Smaki Północnej Italii
Autor: Marlena de Blasi
Tytuł oryginalny: Regional Foods of Northern Italy. Recipes and...
Tłumacz: Jacek Konieczny
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data premiery: 2011
Autor recenzji:



Marlena de Blasi znana jest z pisania romansów. Chyba każdy słyszał o jej powieściach Tysiąc dni w Toskanii, Tysiąc dni w Wenecji, Tysiąc dni w Orvieto. Jakie było moje zaskoczenie, bardzo miłe zresztą, gdy zobaczyłam, że autorka ma na swoim koncie także dwie książki kulinarne Smaki Północnej Italii i Smaki Południowej Italii.
Smaki Północnej Italii to zbiór tradycyjnych włoskich przepisów okraszonych cudownymi opowieściami wziętymi z życia. Marlena de Blasi skupia się tutaj na dziesięciu regionach: Marche, Piemont, Friuli – Wenecja Julijska, Emilia, Lombardia, Wenecja Euganejska, Dolina Aosty, Toskania, Umbria, Romania. Każdy rozdział traktuje o danym regionie w północnych Włoszech i rozpoczyna się od krótkiego opisu miejsca i potraw, z którego jest ono znane. Następnie przedstawia przepisy, czasem w wersji tradycyjnej, czasem w lekko zmodyfikowanej tak, by potrawy można było przyrządzić także w każdym innym mieście czy kraju. Jednak oprócz fantastycznych receptur na risotto, spaghetti, tiramisu i inne znakomite dania, autorka serwuje czytelnikom również krótkie historie, np. skąd wzięła się nazwa potrawy albo dlaczego w niektórych rejonach stosuje się więcej szafranu, a w innych więcej bazylii.

Pisarka przedstawia także własne przygody z podróży po Włoszech. Wskazuje miejsca, gdzie warto się zatrzymać i zjeść miejscowy specjał, które restauracje i trattorie są najlepsze w Wenecji, a które we Florencji. Rozbawiła mnie informacja, żeby w Wenecji ni wchodzić do knajpek, do których wchodzą gondolierzy, gdyż im nie zależy na dobrym jedzeniu, więc ich obecność wcale nie musi świadczyć o dobrej jakości potraw.

Książka mile mnie zaskoczyła. Fajnie napisana. W dobrym stylu, ale też autorce udało się wlać w opowieści i przepisy włoską atmosferę. Czytając receptury czuje się zapachy składników, a wyobraźnia podsuwa obrazy, na których kucharze (i nie tylko) przygotowują specjały, makarony, risotta, mięsa i desery. Autorka narobiła mi smaka do tego stopnia, że poszłam do cukierni i kupiłam tiramisu.

Polecam gorąco. Dlaczego? Ano dlatego, że Smaki Północnej Italii można potraktować zarówno jako książkę kucharską, jak i opowieść o włoskiej kuchni, jej tradycjach i zwyczajach, jest ona bowiem doskonałą lekcją włoskiej kultury!

czwartek, 27 września 2012

Qualitalia: Za dużo słońca Toskanii

Tytuł: Za dużo słońca Toskanii
Autor: Dario Castagno 
Tytuł oryginalny: Too Much Tuscan Sun: Confessions of a Chianti Tour Guide
Tłumacz: Andrzej Zakrzewski
Wydawca: Pascal
Data premiery: 2010
Autor recenzji:Qualitalia
qualitalia.pl




Zmęczona coraz to nowymi publikacjami spod znaku „Słońca Toskanii”, czyli jak kupić zapuszczoną willę i doprowadzić ją do ponownego rozkwitu – zaczęłam omijać je szerokim łukiem.  Na samo już brzmienie słowa „Toskania” dostawałam wysypki, a jak przyszło mi do głowy przeczytać jedną z pozycji gdzie, bohaterka ze zdziwieniem godnym pięciolatka upaja się toskańskim słońcem, toskańskim krajobrazem, toskańskim jedzeniem,toskańskim winem i niemniej toskańską kawą poznając przy tym bardzo toskańskich toskańczyków, nierzadko wikłając się w bardzo toskański romans, książka trafiała pod łóżko na stosik przyjaciółek o podobnej tematyce – ładnych, ale tak przewidywalnych i monotonnych, że szkoda na nie czasu.

Zaczęłam się nawet niepokoić, że coś ze mną nie tak, że czar mojej włoskiej miłości przestaje działać bo nie jestem w stanie zachwycić się cukierkowym opisem zachodzącego nad Campo słońca. A jednak NIE! Ozdrowiałam! I to zupełnym przypadkiem, za sprawą prawdziwie toskańskiego toskańczyka, a wręcz chiantigiano vero e proprio, który w końcu postanowił zabrać głos w sprawie swojego regionu.

Dario Castagno, bo o nim tu mowa, z zawodu i zamiłowania przewodnik turystyczny, barwnie i zabawnie opisuje swoje perypetie związane z pracą i przeróżnymi (głównie amerykańskimi) turystami. A jacy bywają turyści – każdy wie :)

Szczerze polecam Wam tę książkę, która mnie samej przywróciła (nie boję się użyć tego słowa:) wiarę w Toskanię i utwierdziła mnie w przekonaniu, że prócz przyjezdnych bogaczy są tam jeszcze jej rdzenni mieszkańcy, którzy potrafią przelać na papier całe swoje uczucie do tego wyjątkowego zakątka świata i zarazić się jego magią.

sobota, 22 września 2012

Magda K-ska: Dolce vita po polsku

Tytuł: Dolce vita po polsku
Autor: Anna J. Dudek
Wydawca: MG
Data premiery: 2012
Autor recenzji:







Grażyna Torbicka, Zbigniew Boniek, Ania Kuczyńska, Jan Rokita, Jacek Pałasiński, Janusz Kaniewski czy Sergiusz Stochmiałek opowiadają, jak można żyć w Polsce po włosku. Wtórują im Włosi, którzy wybrali życie w naszym kraju. Mówią o swojej polsko - włoskiej drodze, tłumaczą, skąd się wzięła polska nostalgia do Włoch, zdradzają swoje włoskie inspiracje: literackie, filmowe, malarskie i, oczywiście kulinarne. Przekonują, że Włochy to nie tylko piękne krajobrazy i doskonała kuchnia, ale dzielą się też przepisami na najlepsze włoskie dania, radzą jak wybrać wino, czy ubierać się z włoską fantazją.
Między ich opowieści autorka wplotła mnóstwo przydatnych dla italofilów informacji: które włoskie filmy trzeba zobaczyć, jak i gdzie jeść po włosku, akie wina zamawiać, by przyjemność jedzenia była większa...*

Czy jestem italofilką? Nie. Przynajmniej na razie. Nigdy nie uczyłam się włoskiego, choć bardzo mi się ten język podoba i jest pokrewny francuskiemu, który trochę znam (no powiedzmy). Nigdy nie byłam we Włoszech, choć chciałabym tam pojechać, ale jakoś się nie składa. Ale uwielbiam włoską historię, zabytki, kulturę, a przede wszystkim kuchnię. Co zatem Włochy mają w sobie takiego co mnie pociąga? I jak się okazuje nie tylko mnie…
W Polsce jest mnóstwo osób, którzy żyją Italią na całego. Anna J. Dudek, dziennikarka, w książce Dolce vita po polsku, udowadnia, że nawet u nas można żyć po włosku.
Najpierw zaintrygował mnie tytuł i pomarańczowa okładka. Taka ciepła i radosna. A potem przeczytałam Dolce vita po polsku i wsiąknęłam całkowicie we włoską atmosferę. Książka jest zbiorem opowieści znanych i mniej znanych Polaków, kochających Włochy miłością wzajemną i Włochów, którzy przyjechali do naszego kraju na chwilę i już zostali. Jedni jak i drudzy opowiadają o swoich ulubionych knajpkach i trattoriach, o prawdziwej pizzy i paście, o porannej kawie i wąskich uliczkach, na których królują skutery. I o tym jak kultywują swoje pasje w Polsce. Okazuje się, że przy odrobinie wysiłku i u nas można stworzyć sobie własną Italię. Teraz w każdym polskim mieście jest zatrzęsienie pizzerii, włoskich restauracji i kawiarni i zawsze znajdzie się wśród nich taka, która rzeczywiście serwuje dobrą kawę, w prawdziwie włoskim stylu. Albo robi pizzę czy spaghetti (nie mówiąc już o innych specjałach), które smakiem choć w połowie przypominają te prawdziwe, które możemy zjeść w Rzymie.  


Dużo mówię o jedzeniu. Bo książka Anny J. Dudek cała aż pachnie jedzeniem. Rodzajami spaghetti, ravioli, risotto i mnóstwem innych potraw, do których prawdziwy Włoch lub italofil wypije lampkę wina. Każda z osób, która opowiada o swojej miłości do Włoch, prędzej czy później mówi o jedzeniu. Oczywiście jest tutaj też mowa o kulturze, świetnym kinie, operach, pięknych zabytkach i modzie, z której Włosi słyną na całym świecie. Ale i tak zawsze kończy się na jedzeniu. Co tu dużo mówić, czytałam Dolce vita po polsku przez dwa popołudnia i całe szczęście, że tak krótko, bo cały czas coś podjadałam. Opisy włoskich kolacji były tak sugestywne, że powodowały u mnie natychmiastowy głód. Wręcz czułam zapach przyrządzanych potraw. 


Książka Anny J. Dudek to nie arcydzieło. Ale wątpię, by taki był zamiar autorki. To przyjemna lektura, uświadamiająca nam, że także w Polsce możemy stworzyć sobie namiastkę Włoch. Oglądając filmy, słuchając muzyki i przede wszystkim jedząc. W naszych sklepach coraz więcej jest produktów sprowadzanych z Italii i nie będących podróbką oliwy z oliwek czy mozarelli. A żeby ugotować prawdziwe spaghetti i poczuć się jak na rzymskiej ulicy, wcale nie potrzebujemy ani wielu składników, ani specjalnych umiejętności. Wystarczy makaron, pomidory, trochę czosnku, ziół i oliwa z oliwek.

Dolce vita po polsku
dobrze się czyta. Lekko napisana, rozgrzeje nas w zimowe wieczory. Słońce i optymizm buchające z każdej kolejnej kartki przywrócą radość życia i osłodzą codzienne obowiązki. Książka ta sprawiła, że coraz mocniej marzę o podróży do Włoch i zobaczeniu ich na własne oczy oraz posmakowaniu każdym zakamarkiem serca, duszy i żołądka.

Na koniec muszę jednak wrzucić kamyk do tej laurki, jaką wystawiłam. Mianowicie błędy. Literówki, literówki i jeszcze raz literówki. Albo jakiejś literki brakuje, albo jest ich nadmiar. „Istanieje” zamiast istnieje (s.185), błędy w nazwiskach Claudia Cadinale (poprawnie Cardinale).  Jest to jedyny minus tej książki, ale jak dla mnie bardzo duży.

*nota wydawcy, Anna J. Dudek Dolce vita po polsku, Wydawnictwo MG, Warszawa 2012;

niedziela, 16 września 2012

Kilka słów o projekcie

„Jest to kraj, który w znudzonych budzi wyobraźnię, w chłodnych i zrównoważonych pasję, w konwencjonalistach bunt. Włochy nie pozostawiają nikogo obojętnym, bez względu na to, czy będzie odpoczywał pod kolorowymi parasolami na plażach Riwiery, rozbił zakupy w Mediolanie czy pilnie zwiedzał muzea i kościoły. Każdemu turyście zostanie udzielona przyjemna lekcja życia. Bez względu na to, czy jego uwagę przykuje piękno fasady kościoła na doskonale proporcjonalnej "piazza", uwiedzie go aromat świeżo krojonej włoskiej szynki (prosciutto) czy znad filiżanki cappuccino wypatrzy szykownego przechodnia, dozna podobnego, nadzwyczajnego uczucia: nigdzie indziej samo życie nie wydaje się tak niezwykłe."

Podróże marzeń. Włochy

 
Włochy to nie tylko synonim urokliwych zakątków Toskanii, romantycznych przejażdżek gondolą, czy tradycyjnego espresso. To miejsce, które od wieków zachwyca i kusi swoją kulturą oraz bogatą literaturą. Podróż do Włoch to marzenie wielu. Chciałabym, więc zachęcić do wspólnego odkrywania historii, prawdziwych skarbów sztuki, a przede wszystkim specyfiki Włoch i jego mieszkańców.  

Zapraszam, więc entuzjastów i pasjonatów włoskiej literatury do wspólnego czytania książek, nawet tych, które w minimalny sposób dotyczą tego miejsca.