sobota, 11 maja 2013

Imani: City

Tytuł: City
Autor: Alessandro Baricco
Tytuł oryginalny: City
Tłumacz: Joanna Ugniewska
Wydawca: Czytelnik
Data premiery: 2000
Autor recenzji:
Myśli czytelnika


  


Tytuł książki „City” Alessandro Baricco nie mówi absolutnie nic o tym, co znajdziemy w środku. To jeden z tych tytułów, który moim zdaniem jest powiązany z treścią książki w jakiś nieokreślony i dla mnie trudny do zrozumienia sposób. Klucz, albo raczej w przypadku Baricco, klucze do zrozumienia tej zależności posiada autor, mnie szczerze mówiąc, nie udało się znaleźć własnego. Owszem, dziwne miasto zamieszkują dziwni ludzie, ale to byłoby zbyt proste jak na Baricco. 

W „City” Baricco znowu bawi się treścią i formą wrzucając do jednego worka kilka opowieści, które powiązane są nitkami znaczeń i symboli, pozwalając czytelnikowi na samodzielne rozwiązanie zagadki, prowokując do własnych przemyśleń i wniosków. Głównymi bohaterami są trzynastoletni geniusz Gould i trzydziestoletnia Shatza Shell, pomiędzy którymi nawiązuje się przyjaźń, wyjątkowe porozumienie dusz, bowiem obydwoje buntują się przeciwko rzeczywistości i uciekają do świata swoich fantazji i marzeń. Dla Shatzy jest to dziki zachód i jej tasiemcowy western, który stara się stworzyć odkąd ukończyła sześć lat. Dla Goulda jest to współistnienie z jego wyimaginowanymi przyjaciółmi – olbrzymem i niemową oraz historia pewnego boksera. Gould to postać tragiczna, dorośli mają wobec niego wielkie oczekiwania związane z jego geniuszem, a rektor uczelni porównuje go nawet do bowlingowej kuli, która pędzi po łozie wprost do nagrody Nobla. Jednak ta pędząca kula wrzucona w sam środek dzieciństwa niszczy po drodze wszystko, rozwala na kawałki nie tylko dzieciństwo, ale i całą przyszłość chłopca. Niezwykle osamotniony, z matką w zakładzie dla obłąkanych i z ojcem wojskowym daleko od domu, Gould jest przygnieciony pragnieniami i zadaniami otoczenia wobec jego mózgu. Jego głowę zaprzątają inne myśli, stara się odgadnąć co jest najważniejsze w życiu i co jest istotą materii. Ta niezwykła para przyjaciół jako jedyna rozwikłała istotę opowieści o złamanym obcasie i „Nenufarach” Moneta, które są jednymi z najważniejszych historii w książce. 

Więc o czym jest ta książka? Nie przeczę, że co kilkadziesiąt stron zadawałam sobie pytanie „Ale o co chodzi?”. Po dobrnięciu do końca mogłam, zapewne częściowo, bo nie udało mi się z pewnością odkryć wszystkich zamierzeń Baricco, odpowiedzieć, że to książka o ocaleniu indywidualizmu i dziecięcego świata, nie tylko wyobraźni, o obawie, że wiedza o istocie życia może doprowadzić do obłędu i o przedłożeniu własnych pragnień ponad oczekiwania innych. Czy „City” zachwyciło mnie tak, jak wielu innych? Absolutnie nie. Nie lubię takiej prozy, nie rozumiem, nie czuję. I chociaż „Atlas chmur” nie jest podobny do „City”, to dla mnie ma w sobie ten sam rodzaj niezrozumiałości, której ogarnąć i nie chcę i nie potrafię. Nie sprawiało mi przyjemności czytanie większości historii i dociekanie co też mają ze sobą wspólnego, nie bawiły mnie dialogi Shatzy i Goulda. Właściwie tylko dla westernu Shatzy przeczytałam książkę do końca. Koniec zaś, mimo krętych dróg do niego prowadzących, wytypowałam prawidłowo, co z kolei nasuwa mi pytanie, czy taka ilość udziwnień była konieczna. Baricco enigmatycznie powiedział o swojej książce: “stories are neighborhoods, characters are streets”. Cóż, ja nie mogłam się doczekać, aby labirynt tych krętych uliczek się skończył, a ja mogłabym wyjść za miasto i odetchnąć pełną piersią.

Brak komentarzy: