środa, 1 maja 2013

Imani: Domy pisarek

Tytuł: Domy pisarek
Autor: Sandra Petrignani
Tytuł oryginalny: Scrittrice abita qui
Tłumacz: Hanna Cieśla
Wydawca: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl
Data premiery: 2004
Autor recenzji:
Myśli czytelnika






Pisząc „Domy pisarek” włoska dziennikarka Sandra Petrignani spełniła jedno ze swoich marzeń – odwiedziła sześć domów niezwykłych kobiet, które były jej ulubionymi pisarkami. Czyż nie o tym marzy większość moli książkowych? Zajrzeć w okna domu, w którym mieszkała ulubiona autorka lub autor, przejrzeć się w ich lustrach, zrobić kilka kroków po tej samej podłodze, po której i oni stąpali. Spojrzeć na ich polki, zobaczyć, jakimi otaczali się przedmiotami.
Od razu napiszę, że autorka nie daje nam okazji, aby podejrzeć domy słynnych pisarek. Książka zaopatrzona jest tylko we wklejki ze zdjęciami, które w większości są małe i czarno-białe. Cóż za stracona okazja na interesujące wydanie tej książki! Ogromnie szkoda, że świetnie napisany tekst nie jest ilustrowany zdjęciami, które mogłyby odrobinę zaspokoić ciekawość czytelnika.

Grazia Deledda, Marguerite Yourcenar, Colette, Alexandra David-Neel, Karen Blixen, Virginia Woolf są prawdziwymi bohaterkami tej książki. Autorka wychodzi z założenia, że aby poznać daną osobę, trzeba zobaczyć jej dom. Te właśnie domy, ich umeblowanie, prywatne pokoje pisarek, zbierane bibeloty są dla Petrignani pretekstem, aby opowiedzieć o pisarkach, odsłonić szczegół z ich życia, nawiązać do ich twórczości lub zaczerpnąć cytat na przykład z ich prywatnej korespondencji lub wspomnień osób im bliskich. To właśnie cytowane książki czy listy pisarek, umiejscowione precyzyjnie w historii przez autorkę, mówią nam niejednokrotnie najwięcej o danej osobie, otwierają na oścież jej duszę i świat wewnętrznych rozterek. Opis ich domu, ich pokoju i doskonale dobrane cytaty przenikają się wzajemnie i stwarzają obraz osoby, zupełnie inny od tego, który często jest popularyzowany.

Postaci Colette czy Virginii Woolf są mi znane z innych, licznych źródeł, ale z ogromną przyjemnością poczytałam o kochliwej Grazii Deleddzie z Sardynii, która zdobyła literacką Nagrodę Nobla ukończywszy tylko cztery klasy szkoły podstawowej (koniecznie muszę przeczytać coś jej autorstwa), czy na przykład o wspaniałej podróżniczce i bardzo płodnej pisarce – Alexandrze Daavid-Neel („Mistycy i magowie Tybetu” patrzą z wyrzutem na mnie z półki). Nabrałam nagle ochoty na poszukanie „Pamiętników Hadriana” Yourcenar - despotki w ludowej sukience (to właśnie ta pani na okładce). Z ogromną przyjemnością przeczytałam po raz kolejny o Karen Blixen, gdzie wspomniana jest również jej największą, afrykańską, miłość życia, ale także duński okres, czy niechęć do jedzenia (pisarka zmarła z powodu niedożywienia). Przestałam już liczyć, ile razy przeczytałam „Pożegnanie z Afryką” czy „Cienie na trawie”, tak więc ze wzruszeniem niemal oglądałam zdjęcie afrykańskiej sypialni Blixen, tak dobrze mi znanej ze stron jej powieści.

Lektura „Domów pisarek” to proces powolny, ale bardzo smakowity. Sama dawkowałam sobie tą przyjemność codziennie po jednym rozdziale. Bardzo mi się podobało. 

Brak komentarzy: