Autor: Sandra Petrignani
Tytuł oryginalny: Scrittrice abita qui
Tłumacz: Hanna Cieśla
Tytuł oryginalny: Scrittrice abita qui
Tłumacz: Hanna Cieśla
Wydawca: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl
Data premiery: 2004
Autor recenzji:Myśli czytelnika
Pisząc „Domy pisarek” włoska dziennikarka
Sandra Petrignani spełniła jedno ze swoich marzeń – odwiedziła sześć domów niezwykłych
kobiet, które były jej ulubionymi pisarkami. Czyż nie o tym marzy większość
moli książkowych? Zajrzeć w okna domu, w którym mieszkała ulubiona autorka lub
autor, przejrzeć się w ich lustrach, zrobić kilka kroków po tej samej podłodze,
po której i oni stąpali. Spojrzeć na ich polki, zobaczyć, jakimi otaczali się
przedmiotami.
Od razu napiszę, że autorka nie daje nam
okazji, aby podejrzeć domy słynnych pisarek. Książka zaopatrzona jest tylko we wklejki
ze zdjęciami, które w większości są małe i czarno-białe. Cóż za stracona okazja
na interesujące wydanie tej książki! Ogromnie szkoda, że świetnie napisany
tekst nie jest ilustrowany zdjęciami, które mogłyby odrobinę zaspokoić ciekawość
czytelnika.
Grazia Deledda, Marguerite Yourcenar, Colette,
Alexandra David-Neel, Karen Blixen, Virginia Woolf są prawdziwymi bohaterkami
tej książki. Autorka wychodzi z założenia, że aby poznać daną osobę, trzeba zobaczyć
jej dom. Te właśnie domy, ich umeblowanie, prywatne pokoje pisarek, zbierane
bibeloty są dla Petrignani pretekstem, aby opowiedzieć o pisarkach, odsłonić szczegół
z ich życia, nawiązać do ich twórczości lub zaczerpnąć cytat na przykład z ich
prywatnej korespondencji lub wspomnień osób im bliskich. To właśnie cytowane książki
czy listy pisarek, umiejscowione precyzyjnie w historii przez autorkę, mówią nam
niejednokrotnie najwięcej o danej osobie, otwierają na oścież jej duszę i świat
wewnętrznych rozterek. Opis ich domu, ich pokoju i doskonale dobrane cytaty przenikają
się wzajemnie i stwarzają obraz osoby, zupełnie inny od tego, który często jest
popularyzowany.
Postaci Colette czy Virginii Woolf są mi znane
z innych, licznych źródeł, ale z ogromną przyjemnością poczytałam o kochliwej
Grazii Deleddzie z Sardynii, która zdobyła literacką Nagrodę Nobla ukończywszy
tylko cztery klasy szkoły podstawowej (koniecznie muszę przeczytać coś jej
autorstwa), czy na przykład o wspaniałej podróżniczce i bardzo płodnej pisarce
– Alexandrze Daavid-Neel („Mistycy i magowie Tybetu” patrzą z wyrzutem na mnie
z półki). Nabrałam nagle ochoty na poszukanie „Pamiętników Hadriana” Yourcenar - despotki w
ludowej sukience (to właśnie ta pani na okładce). Z ogromną przyjemnością przeczytałam po raz kolejny o Karen
Blixen, gdzie wspomniana jest również jej największą, afrykańską, miłość życia,
ale także duński okres, czy niechęć do jedzenia (pisarka zmarła z powodu niedożywienia). Przestałam już liczyć,
ile razy przeczytałam „Pożegnanie z Afryką” czy „Cienie na trawie”, tak więc ze
wzruszeniem niemal oglądałam zdjęcie afrykańskiej sypialni Blixen, tak dobrze
mi znanej ze stron jej powieści.
Lektura „Domów pisarek” to proces powolny, ale
bardzo smakowity. Sama
dawkowałam sobie tą przyjemność codziennie po jednym rozdziale. Bardzo mi się podobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz